Gdyby opinia publiczna dowiedziała się, że jej „bohaterowie” stojący dziś na cokołach, rozkradli bezczelnie pieniądze z zachodu przeznaczone dla strajkujących oraz tysięcy ideowych i narażających się za friko, podziemnych działaczy, drukarzy i kolporterów, to runąłby mit założycielski III RP i nie pomogłoby nawet ministerstwo propagandy Michnika i funkcjonariusze z TVN.
Jak wiadomo wszyscy ci, którzy doświadczyli sąsiedztwa i „przyjaźni” z naszym wschodnim sąsiadem, jak również poważni politycy państw zachodnich wiedzą doskonale, że wszelkie porozumienia z takim partnerem należy traktować z dużą dozą ostrożności i podejrzliwości. Jeżeli zaś chodzi o komunistów, to dowiedzione jest historycznie, że żadne z nimi porozumienia nie mają sensu, a coś takiego jak oficerskie słowo honoru w komunistycznych armiach oznaczać mogło jedynie podstęp. Przekonali się o tym na własnej skórze ci żołnierze niepodległościowego podziemia, którzy właśnie zwabieni takim słowem honoru, udawali się na spotkania z sowieckimi oficerami, po czym przy odrobinie szczęścia lądowali na dalekiej Syberii, a najczęściej kończyli w mogiłach, których lokalizacji nie znamy do dzisiaj.
Zawsze zastanawiało mnie pewne specyficzne polskie kuriozum, czyli tak zwana trwałość porozumień z Magdalenki i Okrągłego Stołu? Jak to jest, że nawet po 22 latach każdy, kto chce zmienić zatwierdzony tam polityczny geszeft, tworzący podwaliny pod III RP, jest zwalczany bezpardonowo, także dzisiaj w 2011 roku?
Oczywiście wiedząc, że jedną stroną tego porozumienia byli komuniści, a drugą wyselekcjonowana przez nich samych „konstruktywna opozycja”,
na bok trzeba odłożyć dyrdymały o honorze i hasła typu „zawartych umów trzeba dotrzymywać”.
Więc co? Jak to się stało, że darowano komunistom zbrodnie, które oddzielono „grubą kreską” i jeszcze na dodatek zgodzono się, aby komunistyczni sekretarze poszli w biznes uwłaszczając się, najczęściej
na majątku narodowym?
Oczywiście musiały zadecydować tak zwane „haki” i to o wiele bardziej kompromitujące niż bycie, TW, czyli kapusiem esbecji. To już nie robi po tylu latach prania mózgów, wielkiego wrażenia na Polakach.
Jeżeli nie teczki świadczące o agenturze to, co jest takiego, co cementuje już niemal ćwierć wieku ten równie chory co tajemniczy układ?
Jako oszołom i zwolennik teorii spiskowych uważam, że właśnie wyjaśnienie tej, jednej z kluczowych tajemnic III RP, ukazałoby nam genezę wielu karier politycznych i biznesowych oraz rozwikłało frapującą zagadkę polegającą na odpowiedzi na pytanie: Skąd tak wielu bohaterów solidarnościowego podziemia wyszło z konspiracji ze sporymi zasobami gotówki?
Jest to dziś temat tabu. Dziennikarze nie zadają kłopotliwych pytań. Nie słychać, aby IPN próbował energicznie dociekać prawdy.
Dziś wiemy, że dwa główne kanały przepływu tych środków dla podziemnej „Solidarności”, to infiltrowane przez SB, brukselskie Biuro Koordynacyjne NSZZ „S”, kierowane w latach 1982-92 przez działacza „Solidarności” i tajnego współpracownika SB, Jerzego Milewskiego. Drugi to instytucje kościelne.
Oto, co przed laty mówiła na ten temat Irena Lasota:
„Uważam, że nikt nie zrobiłby gorszej roboty w Brukseli. Gdyby okazało się, że wynikało to nie tylko z niekompetencji Jerzego Milewskiego, sprawa byłaby bardzo poważna. Dotyczyłaby świadomej dekonspiracji struktur podziemnych. Trzeba pamiętać, że Biuro Brukselskie posiadało więcej informacji na temat konspiracyjnej Solidarności niż ktokolwiek, nawet w Polsce”.
Czy to nie owa tajemnica jest głównym gwarantem bezkarności komunistów i przeprowadzenia ich suchą stopą przez „Morze Czerwone”? Gdzie zdeponowana jest ta wiedza, która może do dziś paraliżować wielu polityków, autorytety i niektórych hierarchów kościelnych? Czy jest zasadne zadanie pytania, czy Kiszczak nie dobrał sobie do rozmów głównie zwykłych złodziei, którzy zagarniali pieniądze płynące dla polskiej opozycji?
Oczywiście jest to tylko hipoteza badawcza.
Nikt nie pyta Bronisława Komorowskiego skąd wziął, jako młody i szykanowany opozycjonista tyle tysięcy zachodnich marek na początku lat 90-tych, umieszczając je w tak zwanej kasie Palucha?
Co spowodowało, że wyjątkowo szkodliwy agent SB Jerzy Milewski robił tak błyskotliwą karierę w III RP, od szefa BBN do ministra stanu, zarówno w Kancelarii Lecha Wałęsy jak i Aleksandra Kwaśniewskiego oraz pełniąc przez pewien czas funkcję szefa resortu obrony?
Na początku lat 90-tych, pamiętam jak na pytanie jakiejś dziennikarki (cytuję z pamięci) odpowiadał Władysław Frasyniuk:
– Panie Władysławie skąd pomysł na założenie przedsiębiorstwa przewozowego?
– Wie pani, pani redaktor, wstałem rano i postanowiłem kupić dwadzieścia ciężarówek i kupiłem.
W styczniu 2009 roku powróciła, niezauważona niemal przez media sprawa „włoskiego złota
dla „Solidarności”.
Włoski dziennik „La Repubblica” poinformował, że w kwietniu
1981 roku wysłano z Włoch dla polskiej „Solidarności” cztery miliony dolarów w złocie. Rewelacje ujawnił w wywiadzie dla włoskiej gazety Francesco Pazienza, były szef włoskiego wywiadu wojskowego, odbywający karę więzienia za wprowadzenie w błąd prowadzących śledztwo po zamachu na dworcu w Bolonii w 1980 roku.
Twierdził on, że pieniądze dla „Solidarności” pochodziły ze wspólnych kont włoskiego banku Ambrosiano i watykańskiego Instytutu Dzieł Religijnych, kierowanego przez arcybiskupa Paula Marcinkusa. Tego samego, którego nazwisko pada w słynnej rozmowie Wałęsy z jego bratem Stanisławem, nagranej podczas internowania. To właśnie Marcinkus był „bohaterem” słynnej afery w watykańskim banku.
W styczniu 2009 roku na pytanie o owe złoto tak odpowiadał w Polskim Radiu, Bogdan Lis:
– Co takiego? Cztery miliony dolarów w złocie? Chyba pomylili datę tej publikacji: takie „rewelacje” powinni podawać 1 kwietnia w prima aprilis – To przekracza granice absurdu
Sensacje włoskiej prasy w Polsce sprytnie zignorowano lub wyśmiano.
Nikt rozsądny nie liczył, że natychmiast po 1989 roku zaczniemy żyć w kraju wiecznej szczęśliwości i dobrobytu. Większość z nas jednak myślała, że skończyło się życie w permanentnym i wszechobecnym bezczelnym kłamstwie. Niestety. I pod tym względem jesteśmy ciągle w RRL.
Stawiam tezę, że pamiętne słowa Jaruzelskiego odgrażającego się, że „z niektórych głów aureole pospadają”, dotyczą zagrabionych finansów „Solidarności”.
Ujawnienie dawnych TW już na widownię, skutecznie znieczuloną przez środowisko GW, nie działa. TW są oficjalnie w rządzie Tuska, brylują w mediach i na europejskich salonach.
Jest jedna tajemnica stanowiąca bombę, której propagandowo rozbroić się póki, co nie da. I dlatego obowiązuje już niemal od ćwierć wieku omerta.
Gdyby opinia publiczna dowiedziała się, że jej „bohaterowie” stojący dziś na cokołach, rozkradli bezczelnie pieniądze z zachodu przeznaczone dla strajkujących oraz tysięcy ideowych i narażających się za friko, podziemnych działaczy, drukarzy i kolporterów, to runąłby mit założycielski III RP i nie pomogłoby nawet ministerstwo propagandy Michnika i funkcjonariusze z TVN.
Jesteśmy od 20 lat w klinczu. Zaprzańcy i renegaci Jaruzelski i Kiszczak trzymają cały czas w szachu wyznaczonych przez siebie „bohaterów”, a wielki brat z Moskwy i siostra z Berlina są spokojni, gdyż, jako strategiczni partnerzy posiadają zapewne u siebie tę wiedzę w postaci jak najbardziej materialnej.
Zwracam się, więc do wszystkich bez wyjątku, zacznijmy ich pytać o pieniądze.
A na koniec fragment przypomnianej w książce Pawła Zyzaka, „Lech Wałęsa – Idea i Historia”, zarejestrowanej i pełnej troski o los naszej zniewolonej ojczyzny rozmowy, braci Lecha i Stanisława Wałęsów
***
„Stanisław Wałęsa – Jak to z tym jest ?
Lech Wałęsa – Chcą mi zablokować te wszystkie konta, które są na mnie na Zachodzie i jednocześnie odciąć mnie od źródeł rodzinnych. Tam coś Wojtek s...dolił sprawę na tyle, że oni na nim bazują; żeby on zawinklował sprawę, że mnie odetną od faktycznych dochodów, na które mógłbym się powoływać, a tamte mi obetną, a tych nie mogę wziąść, no bo ambicja, bo działacz społeczny itd. / ?/ Chcą mi dostarczyć /?/ i jednocześnie musiałbym coś wyprzedzić. Już wyprzedziłem
na środę. Teoretycznie to wyprzedziłem ich daleko, bo żyję z tą dolną hierarchią kościelną lepiej jak ta główna hierarchia z nimi i ze mną. A więc tu mnie nie tkną. Ale praktycznie nie mógłbym nic udowodnić. Powiedzą mi, że pan nie pracuje, panu nie pomagają, a jak pan tego itd.
Stanisław Wałęsa – Rozumiem.
Lech Wałęsa – W każdym razie, ty jako brat musisz coś powziąć, no bo cholera problem polega na tym, że na dziś to drobiazg, rok też drobiazg, ale na jakieś 5-10 lat to musisz pomyśleć co zrobić, żeby mieć alibi, wiesz te alibi z czego? no z czego? Przecież ja nie pójdę do pracy, bo mi po pierwsze nie pozwolą, a po drugie będą odbijać. Oczywiście mogę być na utrzymaniu Jankowskiego, czy innego, 2-3 lata, a dalej?”
|